FILM ZDOBYWCY OSCARA, REŻYSERA I ANIMATORA GLENA KEANE’A

Wasze rakiety
lądują na muralach!

Zakończyliśmy już zbieranie zgłoszeń. Dziękujemy wszystkim, którzy wysłali do nas rysunki swoich wymarzonych rakiet!

Poniżej możecie obejrzeć Galerię Zwycięskich Rakiet, a już wkrótce zobaczycie tu także gotowe murale stworzone przy Waszej pomocy!

„Wyprawa na Księżyc”: Wypatruję nieoczekiwanego i jestem za to wdzięczny [WYWIAD Z REŻYSEREM]

23.10.2020

Zawdzięczamy mu postaci Małej Syrenki, Pięknej i Bestii, Pocahontas, a teraz również Fei Fei – dzielnej 12-latki, która w „Wyprawie na Księżyc” przeżywa największą przygodę swojego życia i na nowo uczy się cieszyć z przyjaźni i miłości. O pracy nad filmem opowiada nam reżyser Glen Keane, laureat Oscara i żywa legenda Hollywood.

„Wyprawa na Księżyc”: Wypatruję nieoczekiwanego i jestem za to wdzięczny [WYWIAD Z REŻYSEREM]

Bystra 12-latka Fei Fei, niesamowita eskapada i mityczna bogini Księżyca - Chang’e. „Wyprawa na Księżyc” – nowy film Glena Keane, twórcy postaci Pięknej i Bestii, Pocahontas i Aladyna, bawi i uczy, dzieciom pozwala przeżyć niezwykłą przygodę, uruchomić wyobraźnię i dowiedzieć się jak przepracowywać różne emocje, a dorosłym… znowu poczuć się dzieckiem.

Fei Fei niedawno straciła mamę. Teraz jej tata stara się ułożyć życie na nowo. Troszczy się o córkę, kocha ją najbardziej na świecie, ale tęsknota za dawnym szczęściem jest w Fei Fei większa. Wszystko układa się nie tak. W dodatku nikt nie wierzy, że bogini Księżyca Chang’e naprawdę istnieje, a przecież mama tyle razy opowiadała jej tę historię. Na przekór wszystkim i wszystkiemu dziewczynka postanawia udowodnić, że są w błędzie i buduje rakietę. To dopiero początek tej wyprawy. O jej kulisach opowiada nam sam Glen Keane.

To nie pan znalazł Fei Fei, a ona pana – we Francji?
Po raz pierwszy o Fei Fei usłyszałem na festiwalu w Annecy, gdzie poprowadziłem wykład mistrzowski na temat tego, co kocham w sztuce animacji. Wśród słuchaczy znalazła się producentka Peilin Chou oraz szef animacji Netfliksa. Okazało się, że mieli ze sobą scenariusz „Wyprawy na Księżyc” autorstwa Audrey Wells. Peilin zapytała, czy nie chciałbym go przeczytać. Niemal od pierwszej strony wiedziałem, że było mi to przeznaczone, że urodziłem się, żeby zrobić ten film. Był wspaniały.

Pan też kiedyś marzył o locie w kosmos?
Kiedy doszedłem w scenariuszu do momentu, w którym Fei Fei buduje rakietę, nagle przypomniałem sobie, że sam coś takiego przeżyłem. Na swoich siódmych urodzinach. Do salonu, gdzie bawiłem się z kolegami, wszedł nagle ojciec i oznajmił: „Mam dla was niespodziankę. Agencja kosmiczna NASA zbudowała nową rakietę. Mój znajomy pozwolił mi pożyczyć ją na jakiś czas. Jest w naszym ogrodzie. Chcecie ją zobaczyć?”. Wszyscy oszaleliśmy i przekrzykiwaliśmy jeden drugiego: „Tak! Tak!”. „Ale to jest ściśle tajne. Możecie ją oglądać pojedynczo, zasłaniając oczy. Zgadzacie się?”. Nikomu nawet w głowie nie było protestować. Rakieta! I ojciec zawiązał mi opaskę na oczach i poprowadził na tył domu. Dookoła rozlegały się komunikaty kontroli naziemnej „This is ground control”. Wspiąłem się na ten kosmiczny pojazd i usłyszałem: „Nie polecimy w kosmos – dlatego rakieta jest otwarta. Przelecimy za to nad pustynią” – to była Arizona. „Może też nad jeziorem”. Usiadłem i zaczęło się odliczanie, 10, 9….Start! Poczułem jak siedzisko się trzęsie. Podmuch wiatru na twarzy. Słyszałem, jak lecimy, jak fale uderzają o brzeg jeziora. Ojciec wszystko relacjonował. Gdy w końcu pozwolono mi zdjąć opaskę, zobaczyłem tatę, mamę, wiatrak, nasz basen, krzesła ustawione w kształcie rakiety. I nie byłem ani trochę zawiedziony. To było najwspanialsze, co mogłem przeżyć – ja naprawdę leciałem, w wyobraźni, prowokowanej przez proste akcje i słowa rodziców. Czytałem o Fei Fei i tamte uczucia wróciły – a gdyby, pomyślałem – porwać widzów w taką samą podróż? Oczarować i zaczarować ich?

Animacja nie ma żadnych granic – to w niej kocham najbardziej. Kreska, rysunek potrafią uruchomić nowy świat…
O to w tym wszystkim chodzi – żeby myśleć jak dziecko. O tym mówiłem dużo w Annecy i chyba to ujęło Peilin Chou. Nadal mam wyobraźnię tego siedmiolatka, którym kiedyś byłem. Zawsze kochałem rysować – ale nie po to, żeby zapełnić pustą kartkę kreskami, ale żeby ten papier po chwili zniknął i stał się wrotami do innego świata. W ten sposób mogłem latać, zwiedzać różne zakątki w czasie i przestrzeni, bawić się z dinozaurami – wszystko, co sobie wymyśliłem. Tym do dziś pozostała dla mnie animacja: przejściem do innego wymiaru i zawieszeniem rzeczywistości, która nas otacza, wszystkiego, co dzieje się w naszym życiu. A wehikułem, który to umożliwia jest bohater. Tą myślą kierowałem się przez całą swoją karierę.

Z jakimi wyzwaniami łączyła się praca nad „Wyprawą na Księżyc”?
Najważniejsze, a zarazem najtrudniejsze było znalezienie odpowiedzi na to, jak bardzo głębokie, osobiste i zarazem dorosłe mogą być tematy poruszone w historii napisanej przez Audrey Wells. „Wyprawa na Księżyc” to przecież nie tylko zabawa, ale i opowieść o tym jak iść dalej przez życie po utracie kogoś bliskiego, jak nauczyć się kochać kogoś nowego, jak przyjmować zmianę. To wyzwania, z którymi mierzy się każdy z nas, w każdym wieku – dziecko i dorosły. Ważkie zwłaszcza dziś, w dobie pandemii i wymuszonej izolacji. Nikt nie jest na nie odporny…

W jednej ze scen Fei Fei mówi, że chciałaby, aby rzeczy wróciły do stanu z przeszłości. Ale przecież życie zawsze idzie do przodu, prze tylko w jednym kierunku. Musimy przetrwać to, co nam przynosi, nawet jeżeli jest to cierpienie. Audrey Wells napisała piękny scenariusz, idealnie wyważony. Przygoda i ciepło przełamują jego mroczne i ciężkie elementy. Moim jedynym zmartwieniem było czy uda się nam przedstawić ten materiał ze szczerością, na którą zasługuje. I czy zachowamy tę, jakże potrzebną, równowagę pomiędzy smutkiem i nadzieją. To dwie strony tego samego medalu, ale przesłanie może być tylko jedno – Fei Fei na nowo uwierzy w miłość, odzyska radość.

Scenariusz to jedno, ale „Wyprawa na Księżyc” przemawia przede wszystkim nie słowem, a obrazem.
Z tym też musieliśmy się zmierzyć – to, co znakomicie sprawdza się na papierze, musi być też równie dobrze zwizualizowane. Odkąd zajmuję się animacją, obraz nigdy nie był dla mnie tylko „ilustracją” słów, ale przede wszystkim tego, co wyrażone jest pomiędzy linijkami, w intencjach autora. Tam kryją się prawda i emocje.

Autorka scenariusza, Audrey Wells, nie doczekała premiery. W trakcie pracy nad filmem podzieliła się z ekipą informacją o zaawansowanej chorobie nowotworowej. Ta odpowiedzialność – stworzenia nie tylko filmu dla widzów, ale i przesłania bardzo osobistego, dla jej rodziny – spadła na pana barki.
To był wielki cios. Gdy zaczynaliśmy pracę, nie wiedziałem, że Audrey choruje. Pewnego dnia zaprosiła mnie i żonę do siebie na kolację i powiedziała, jak poważny jest jej stan i że być może nie zobaczy już filmu. Od tej chwili wiedzieliśmy jak wielkie zadanie przed nami stoi – wszyscy, cała ekipa czuła, że „Wyprawa na Księżyc” to coś, co było nam przeznaczone. Każdy czuł, że musiał wziąć w tym udział, że to nie było przypadkowe. Przelaliśmy przez te miesiące pracy wiele łez, ale i wiele razy gromko się śmialiśmy. Praca nad tym filmem była ogromnym przywilejem i lekcją pokory, ale również olbrzymią przyjemnością i satysfakcją. Chyba żaden film nigdy nie przyniósł mi aż tyle radości.


Ważnym elementem „Wyprawy na Księżyc” są piosenki. W ogóle cała muzyczna oprawa opowieści. Jak wyglądała praca nad nią?
To też zasługa tekstu, który wyszedł spod pióra Audrey. Kiedy czytałem scenariusz, miałem wrażenie, że tuż za moimi plecami stoi Howard Ashman [zmarły w 1991 roku autor piosenek m.in. do „Małej Syrenki” i „Pięknej i Bestii”, dwukrotny laureat Oscara – przyp. red.]. Jego utwory nigdy nie były „tylko” ozdobnikiem historii, a jej ważnym elementem, który posuwał całą akcję do przodu. Christopher Curtis, Marjorie Duffield i Helen Park, autorzy piosenek do „Wyprawy na Księżyc”, osiągnęli ten sam efekt. A jeżeli już mówimy o muzyce i emocjach – to pamiętam jedną z rozmów z Chrisem. „Chris, to brzmi za smutno, a nie chodzi o smutek, ale pragnienie, marzenie”. Nim się zorientowałem, zagrał akord zupełnie inaczej [Glen Keane naśladuje dźwięki]. „Masz na myśli coś takiego?”. Tymi kilkoma nutami uruchomił zupełnie inny wachlarz emocji – dla mnie to cud, magia.

Oglądał pan już polską wersję językową filmu? Słyszał piosenki w naszym języku?
Tak, polski dubbing jest cudowny. W głosie Fei Fei słyszę tę samą nadzieję, iskrę i wiarę, o które od początku nam chodziło. To niezwykle inspirujące.

Zawdzięczamy panu tyle wspaniałych postaci, na których wyrosło już kilka pokoleń widzów. W czym tkwi sekret pana sztuki?
Czy to sekret? Nie wiem. Po prostu głęboko wierzę w to, że dobro i talent są darem z niebios. Czytam Biblię i wypatruję tego błogosławieństwa, kreatywnej iskry – nie tylko dla siebie, ale dla całego zespołu. Zawsze słucham każdego członka ekipy – otaczam się młodymi, utalentowanymi ludźmi, którzy są o tyle ode mnie lepsi w różnych rzeczach i wnoszą pomysły, na które sam nigdy bym nie wpadł. To im „Wyprawa na Księżyc” zawdzięcza muzykę, projekty postaci czy scenografię – ciągle jestem pod wielkim wrażeniem tego jak Celine Desrumaux przekształciła inspirację, którą jej podrzuciłem, okładkę albumu „The Dark Side of the Moon”, w szaloną, pełną światła i niezwykłości krainę Lunarii. Wypatruję nieoczekiwanego i jestem za to wdzięczny. Pyta pani o sekret… myślę, nie na moich barkach on leży, ale tego, kto nam te dary tak hojnie rozdaje.

Rozmawiała Dagmara Romanowska

Trwa ładowanie muralu...